Jakiś czas temu byłam na weselu. W Stambule żenił się kolega z okolicy, o czym dowiedziałam się wracając do domu ze sklepu. Wspomniany kolega spotkany przypadkiem podszedł do nas i zwerbalizował zaproszenie na wesele – za trzy tygodnie, w sobotę, tu i tu. Chociaż widziałam go wcześniej może raz czy dwa, i nigdy z narzeczoną, ucieszyło mnie to zaproszenie – dawno nie byłam na weselu, a w Turcji nigdy. Zastanawiałam się, jak bardzo miejska impreza weselna w Turcji będzie różna od wiejskich obchodów zaślubin wśród Turków w Macedonii. Burçin raczej nie podzielał mojego entuzjazmu, bo, jak twierdził, tutejsze wesela są nudne. Jednak wypadało pójść, bo choć kolega nie jest bliskim przyjacielem, rodziny od lat znają się „z podwórka”. Zaproszeni byli też nasi najbliźsi sąsiedzi – to oni z resztą przekazali nam oficjalne papierowe zaproszenia w dniu wesela. Nie wiem, czy nie przywiązuje się tu aż takiej wagi do osobistego wręczania zaproszeń, czy to w tym konkretnym przypadku po prostu tak wyszło. Czytaj dalej „Wesele”
Dzień: 22 marca 2012
Bazary
Nie zamierzam pisać o znanych jako turystyczne atrakcje Grand Bazar czy Spice Market. Może kiedyś się o to pokuszę, choć dokumentacji w Internecie na temat obu jest na prawdę sporo. Dużo ciekawsze dla mnie i rzadziej opisywane są regularne „zwykłe” bazary, na których przeciętni śmiertelnicy robią codzienne zakupy. W mojej okolicy w różne dni tygodnia pojawia się kilka bazarów. Najbliżej mnie jest Bazar Wtorkowy, który w każdy wtorek przemienia kilka zwyczajnych uliczek w ruchliwe kolorowe przestrzenie bazarowe. Bazar rozstawia się rano. Na metalowych palach rozpinane są płachty, przywiązywane sznurkami i linkami do czego-popadnie: słupów, pudeł, budynków. Pojawiają się drewniane skrzynie i blaty, a na nich dosłownie wszystko: warzywa, owoce, bakalie, przyprawy, ubrania, narzędzia, dywaniki, firanki, środki czystości, tapety, wiadra, szklanki, kubki, kwiatki… słowem: spożywczo-ogrodnicze, tekstylne AGD, w dodatku przenośne. Czytaj dalej „Bazary”