Pana Hasana poznałam dzięki znajomemu, który spędził pierwsze trzy tygodnie po trzęsieniu ziemi pomagając zagranicznej ekipie medycznej jako tłumacz-wolontariusz. Pan Hasan – nauczyciel historii z liceum w prowincji Hatay, dzielnicy Samandağ – wraz z krewnymi i znajomymi z pracy starali się przekształcić szkolne boisko i plac w lokalny punkt wsparcia. Na whatsappie dotarła do mnie wiadomość z listą rzeczy, które na tamten moment były potrzebne, i numerem telefonu Pana Hasana. I tak dowiedziałam się, że w szkole, w której uczył Pan Hasan, jest ponad setka dzieci, których rodziny bezpośrednio ucierpiały w trzęsieniu ziemi. Dzieci straciły nie tylko miejsca zamieszkania, swoje pokoje, łóżka, zabawki, ale też krewnych i rodziców.
Pan Hasan sam stracił kilkoro krewnych. Jako nauczyciel i rodzic postanowił jednak przekształcić niemoc w działanie, żałobę w nadzieję, a bezradność we wsparcie.
Podczas niecałego miesiąca na terenie szkoły stanęło wiele namiotów: składy żywności, środków higienicznych, zabawek, ubrań; namioty zabaw dla dzieci; mobilne kuchnie; a nawet namiot edukacyjny. Bardzo szybko do punktu na terenie szkoły zaczęli przychodzić okoliczni sąsiedzi. Na placu przed szkołą pojawiły się namioty, w których zamieszkali wolontariusze z różnych stron Turcji i świata. Szkoła przekształciła się w centrum pomocy. Okazało się, że znajomy Pana Hasana, niejaki Pan Günay, posiada firmę przewoźniczo-turystyczną i średnio raz w tygodniu wysyła pojazd z materialnym wsparciem ze Stambułu. Zarówno Hasan jak i Günay działają pro publico bono. Organizują lokalne wsparcie całkowicie oddolnie, bez jakiegokolwiek zaplecza instytucjonalnego. Poniżej znajduje się nagranie, na którym można zobaczyć, jak zorganizowana jest przestrzeń wsparciaw Samandağ/Karaçay.
Nie rozmawiamy o politce. Nie trzeba. Choć nie można mówić tego głośno, wiadomo, że oficjane kanały wsparcia nie działają tak, jak pokazują to media. Gdyby świat wyglądał tak, jak w państwowej telewizji, Hasan i Günay siedzieliby wygodnie w domach/tymczasowych kontenerach, a ja nie pisałabym tego tekstu.
W rzeczywistości ponad miesiąc po trzęsieniach ziemi nadal są miejsca i ludzie, do których nie dotarło podstawowe wsparcie. W wielu miejscach do najważniejszych problemów należą brak wody i systemów sanitarnych. Szerzą się choroby. Są namioty medyczne, ale często brakuje w nich leków i suplementów, np. witamin. Nie ma sklepów. Nie ma infrastruktury. Bogatsi i biedniejsi stoją w tej samej kolejce po zupę z World Central Kitchen. Jest dobrze, jak są namioty i kontenery. Ale jak długo można mieszkać w namiocie? Czy wieloosobowej rodzinie taki namiot wystarczy? Wyobraźcie sobie teraz, ze uciekacie z domu nocą w piżamie, wasz dom się zawala (wraz z większością budynków w waszej dzielnicy) a po tygodniu lub dwóch dostajecie namiot. W nocy jest zimno. Z kranów (o ile jakieś są…) nie leci woda, dziennie dostajecie butelkę wody. Tak wygląda codzienność w potrzęsiennym Hatay.
Szkoła Pana Hasana znajduje się w miejscowości Karaçay należącej do dzielnicy Samandağ położonej w prowincji Hatay, blisko granicy z Syrią. Hatay to ziemia mistyków, gdzie różne formy wiary współistnieją w krajobrazie jako materialny dowód na to, że prawdziwa świętość jest ponad kulturowymi podziałami. To w jakiniach Góry Stauris pierwsi chrześcijanie odbywali swoje sekretne spotkania (dzisiaj miejsce znane jako kościół Św. Piotra). Samo miasteczko Samandağ w średniowieczu znane było pod nazwą Portu Świętego Symeona, od Szymona Słupnika, chrześcijańskiego ascety żyjącego na przełomie IV i V wieku. Jednocześnie, na samym brzegu morza w dzielnicy Samandağ znajduje się grobowiec mitycznego proroka Hızıra (Al-Khadir, Khidr), miejsce pielgrzymki Sunnitów, Szyitów i Sufich. Samandağ i Hatay to także miejsca słynące z pysznego jedzenia, najlepszych restauracji serwujących smaki, jakie mogły się narodzić jedynie na styku kultur i tradycji. Polecam wizytę na mapie Google, gdzie obejrzeć można zdjęcia sprzed katastrofy: jakże piękne i pełne życia były miasto i dzielnica Samandağ!
Jednocześnie Samandağ to rubieże Turcji: zarówno geograficznie jak i kulturowo to rejon daleki od nacjonalistycznego centrum. W Samandağ obok muzułmanów mieszkaja chrześcijanie, obok sunnitow szyici, a na ulicach mówi się po arabsku, persku, ormiańsku, kurdyjsku, turecku. Dla mieszkańców Samandağ liczy się rodzina i sąsiedztwo. Na standardową rodzinę przypada kilkanaście osób: rodzice, kilkoro dzieci, babcie, dziadkowie, ciotki, wujkowie, stryjowie, ich dzieci… Różnorodność zwyczajów, języków i wierzeń sprawia, że ludzie są otwarci na innych a jednocześnie dumni że swojego dziedzictwa i miejsca pochodzenia. Nawet ci, którzy wyemigrowali do Stambułu lub Ankary, pielęgnują swoje korzenie: są zakorzenieni w Samandağ, w Hatay, w ziemi, i związani z jej darami. Dlatego też wiele osób decyduje się zamieszkać w namiocie, choć – przynajmniej teoretycznie – mogliby wyjechać. Dlatego właśnie Pan Hasan stara się odbudowywać, a nie uciekać.
Dzięki funduszom zebranym poprzez bezpośrednie przelewy, zbiórkę, którą założyłam na pomagam.pl, wlasnym środkom i hojności sąsiadów wysłałam dziś (14 Marca) do Pana Hasana kilkanaście pudeł z przeróżnymi produktami. Piszę o tym dlatego, że wśród Czytelników i Czytelniczek są osoby, które tę zbiórkę wsparły. Wiedzcie zatem, że dzięki Wam ktoś w Samandağ poczuje się, choć na chwilę, choć trochę lepiej. Będzie mu/jej choć trochę łatwiej. Na twarzy dziecka pojawi się uśmiech. To tak mało i zarazem tak dużo.
Do Samandağ wyruszyły:
- Zabawki dla dzieci, kredki, długopisy, zeszyty, notesy, naklejki, bloki rysunkowe, kolorowanki, książki (w sumie 7 pudeł)
- Produkty higieniczny osobistej dla kobiet, bielizna, witaminy dla kobiet w ciąży (1 duża paczka) ;
- Produkty higieniczne: mydła, szampony, pasty i szczoteczki do zębów (2 duże paczki);
- Żywność (ryż, cieciorka, soczewica, suszone owoce, olej, oliwa) oraz kawa i herbata (w sumie 3 paczki)
- Ubranka dzieci w wieku 1-3 (2 walizki i 2 pudła); ubrania dla nastolatków (jedna duża torba); plastikowy konik na biegunach, wózek.
Tak wyglądało wszystko po zapakowaniu do samochodu oraz w składziku na uczelni, na której mieszkam (na zdjęciu brakuje walizek i konika, które do auta trafiły prosto z domu);
Trochę żałuję, że podczas przepakowywania i segregowania nie zrobiłam więcej zdjęć zawartości pudeł, ale szczerze mówiąc, pakowanie tak mnie pochłonęło, że o tym wtedy nie pomyślałam. Na szczęście jeden z sąsiadów sfotografował rzeczy, które przyniósł, możecie więc zobaczyć, jak wyglądały paczki, któe pojechały do Samandağ:
A teraz ksiegowoßć: z zebranych poprzez zbiórkę i bezpośrednie wpłaty środków (łącznie 412 euro) wydałam do tej pory: 30 euro w aptece, około 170 na pozostałe zakupy (środki higieniczne, żywność, artykuły dla dzieci, zabawki). Oprócz tego, kilkoro sąsiadów przyniosło różnego rodzaju rzeczy, od kredek i zabawek po ubrania i żywność, a zupełnie nieznana mi Francuzka przywiozła torbę książek i pudło pluszowych zabawek. W sumie oprócz mnie, koordynatorki wydarzenia, zbiórkę wsparło 5 osób z mojego sąsiedztwa (kupując lub darując różne rzeczy) i co najmniej 14 osób z Polski (przekazując pieniądze). Może można takie zbiórki organizować bardziej efektywnie. Może mogłabym to zrobić inaczej, z większym rozmachem, na większą skalę… nie wiem. Wiem, że każda pomoc się liczy.
Na koniec pojawia się pytanie: Co dalej? Na horyzoncie widzę dwie możliwości:
- Kontunuacja wsparcia materialnego na podobnej zasadzie, poprzez zbiórki rzeczy i funduszy;
- Regularne wsparcie finansowe dzieci poszkodowanych rodzin poprzez regularną, systematyczną zbiórkę funduszy. O tym w następnym wpisie.